Byłem… a Ty Mnie zauważyłeś
Bo byłem głodny, a dałeś Mi jeść; byłem spragniony, a dałeś Mi pić; byłem przybyszem, a przyjąłeś Mnie; byłem nagi, a przyodziałeś Mnie; byłem chory, a odwiedziłeś Mnie; byłem w więzieniu, a przyszedłeś do Mnie…
To nie jest przypowieść o wielkich czynach. To nie są słowa o tym – zrób coś wyjątkowego, poświęć się do końca, oddaj życie, bądź bohaterem. To rzeczy najprostsze: nakarmić, napoić, odwiedzić, zauważyć. Logika nieba – ludzka, bliska, prosta. I może właśnie dlatego ta ewangeliczna scena tak bardzo daje do myślenia, bo nie mówi o super mocach… Nie mówi o ludziach, którzy ratowali świat, tylko o tych, którzy… zauważyli. Którzy przystanęli.
Bo dobro nie jest egzaminem, który trzeba zdać. Dobro jest drogą… I wiesz co? każdy z nas choć raz stał przy tej drodze. Czekał głodny – nie tylko chleba, ale życzliwości. Spragniony – nie tylko wody, ale jednego dobrego słowa.. Obcy, zagubiony, trochę jak przybysz we własnym życiu. Czasami chory ciałem, a czasem chory sercem.
A ktoś szedł obok, obojętnie, nie widząc więcej niż własne sprawy.
A prawda jest okrutnie prosta: najczęściej spotykamy Jezusa właśnie wtedy, kiedy wcale nie wygląda jak Jezus. Gdy stoi w kolejce przed nami, zirytowany, zmęczony, wrzeszczący… Gdy pisze nieuprzejmy list. Gdy prosi o pomoc, ale nie potrafi tego ładnie ubrać w słowa. Gdy gubi się w życiu i nie ma odwagi przyznać, że mu ciężko…
To tam rozgrywa się ta Ewangelia – zwyczajnie, między jednym ludzkim oddechem a drugim. Między jednym słowem a drugim. Między gestem.
W codzienności naprawdę mamy wpływ na świat. Nie poprzez wielkie czyny, ale poprzez uważność. Czasem wystarczy, że kogoś wysłuchasz, że się uśmiechniesz… że dasz komuś chwilę swojego spokoju… że powiesz: „widzę cię”. To takie proste.
Najmniejszym może być każdy. Ten, kto ma trudniejszy dzień. Ten, kto coś ukrywa za uśmiechem. Ten, komu zabrakło odwagi, by prosić o pomoc…
A ty… nie musisz być doskonały. Nie musisz wszystkiego wiedzieć. Nie musisz być świętym z obrazka. Wystarczy, że na moment zatrzymasz się nad drugim człowiekiem. Bo tam – dokładnie tam – zaczyna się spotkanie z Nim? A Bogiem. Kochani, miłość nie jest teorią. Jest odpowiedzią na czyjś głód, pragnienie, strach, nagość, chorobę, opuszczenie…
Dobro jest bliskie, proste i bardzo dostępne, i… nie jest efektem ubocznym przypadkowych, lepszych dni. Ono jest decyzją. I choć dobro nie zmieni świata od razu… zmieni jeden dzień, jednego człowieka. A to już niezły początek.
Bo od takich małych cudów zaczynają się naprawdę wielkie historie.
Choć łatwiej jest dać coś, kiedy wszyscy patrzą. Trudniej – kiedy nikt nie zobaczy, nikt nie podziękuje, nikt nie zapisze tego w kronikach. Sposób, w jaki traktujemy najsłabszych, odsłania kim naprawdę jesteśmy.
A dobro, nawet najmniejsze, nigdy nie jest stracone… Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniłeś jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieś uczynił.
Pytanie tylko: „Czy rozpoznałeś Mnie, gdy nie wyglądałem jak Bóg?”.


