W dniu 7 września br. już od 120-lat, katolicy z Czeskiego i Polskiego Cieszyna spotkali, by uczcić św. Melchiora Grodzieckiego.
Tegoroczne uroczystości odbyły się w cieszyńskiej świątyni Marii Magdaleny, od odmówienia koronki do Miłosierdzia Bożego, litanii do św. Melchiora oraz przypomnieniem życiorysu świętego. Z cieszyńskiej świątyni wyruszyła procesja na czele z ks. biskupami naszej diecezji Romanem Pindlem i Piotrem Gregerem, by spotkać na granicznym moście „Przyjaźni” z wiernymi z czeskiego Cieszyna na czele ks. biskupem ostrawsko -opawskim Martinem Dawidem. Połączone grupy wiernych wspólnie udały się na Eucharystię do kościoła św. Marii Magdaleny.
W uroczystej Eucharystii przewodniczył ks. biskup Roman Pindel, a wraz z nim modlili się ks. biskupi: Piotr Greger i Martin Dawid. Wspólnie przy ołtarzu modlili się również księżą: Jacek Gracz- proboszcz parafii, Jan Svoboda- proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa z czeskiego Cieszyna, Piotr Hoffmann- dyrektor wydziału duszpasterstwa ogólnego naszej diecezji, Robert Samsel- dyrektor wydziału kadr i finansów naszej diecezji, Piotr Góra i Robert Kasprowski- sekretarze naszych ks. biskupów. W liturgii uczestniczyli również księża z rożnych zakątków naszej diecezji.
Homilię w języku Czeskim wygłosił ks. biskup Martin Dawid. Poniżej przetłumaczona na język Polski homiliaks. biskupa Martina;
„Współbracia: biskupie Romanie, biskupie Piotrze, drodzy bracia w kapłańskiej i diakońskiej posłudze, drogie siostry zakonne, drodzy bracia i siostry w Chrystusie. Przyszliśmy tutaj jako pielgrzymi – pielgrzymi nadziei, ludzie, których żywym znakiem jest nadzieja. W roku, w którym wspominamy 30. rocznicę kanonizacji Melchiora Grodzieckiego, tego świadka, który nas jednoczy. Przyszliśmy tu w wielkiej procesji, jak co roku, łącząc się na granicy, na moście nad rzeką Olzą.Ta procesja może nam przypominać jedną rzecz, o której dziś słyszeliśmy w Bożym słowie, w Ewangelii. Może być podobna do tego wielkiego tłumu ludzi, który idzie za Jezusem. W Ewangelii czytamy, że towarzyszyły Mu wielkie rzesze. A ten tłum jest tak wielki dlatego, że Jezus przyciąga tych ludzi. Każdego przyciąga w inny sposób i z innego powodu. Każdy w tym tłumie ma wobec Chrystusa inne oczekiwanie. Dla jednych Jezus jest człowiekiem, który ma moc czynić cuda – i to ich pociąga. On uzdrawia – uzdrawia chorych wszelkiego rodzaju, chorych na ciele i na duszy. Dla innych jest odważnym człowiekiem, który daje nadzieję na zmianę polityczną. Nie boi się mówić prawdy. Nie boi się stanąć przeciw tym, którzy są przywódcami religijnymi czy politycznymi. Dla niektórych może jest kimś, kto przynosi jedynie pewne orzeźwienie czy coś nowego w powtarzalnej codziennej rutynie. A może jeszcze czymś innym. I to właśnie jest ten wielki tłum idący za Jezusem. A mimo że jest on tak wielki, Jezus tego nie wykorzystuje. Nie obiecuje nic tanio. Nie mówi: „Świetnie, chodźcie wszyscy za mną, wszystko wam dam, a czego wam nie dam, to wam przynajmniej obiecam.” Przeciwnie – stawia jasny warunek i mówi: „Kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.” I to powtarza się w tej Ewangelii trzykrotnie. Możemy się zastanowić: dlaczego Jezus tak mówi? Przecież ludzie mogą się zniechęcić i odejść. Ale On dobrze wie, dlaczego to mówi. Nie mówi tego na próżno. Jezus wie doskonale, że droga wiary, na którą zaprasza, nie jest jakąś tanią promocją, ale bogactwem o niewyobrażalnej wartości. Jezus mówi to także dlatego, że On sam pierwszy wyrzekł się wszystkiego. Przyjął naturę sługi i stał się jednym z nas. On pierwszy idzie drogą, na którą zaprasza wszystkich, którzy chcą iść za Nim. A to wyrzeczenie, które stawia jako warunek, ma jeden cel – abyśmy w swoim życiu stworzyli przestrzeń dla Boga, abyśmy dali Mu właściwe miejsce. Tylko Bóg może być mocnym fundamentem naszego życia. Niedawno rozmawiałem z młodym człowiekiem. Jest wierzący, ma żonę i dwoje małych dzieci. Pracuje w banku, zajmując się zamożnymi klientami. Powiedział mi: „Wie ksiądz biskup, widzę, jak ci ludzie często szukają i w ogóle nie wiedzą, co zrobić ze swoim życiem. Jednego dnia są w Dubaju, kolejnego w Ameryce, potem jeszcze gdzie indziej – latają z jednego końca świata na drugi, a brakuje im sensu życia. A ja jestem tak szczęśliwy, że wierzę w Boga, bo tylko On nadaje sens mojemu życiu i na Nim mogę je budować.” Piękne i mocne świadectwo młodego człowieka. Kiedy spojrzymy na życie Melchiora Grodzieckiego, widzimy, że rozgrywa się ono w wielu miejscach. Urodził się tu, w Cieszynie. Studiował w Wiedniu. W Brnie wstąpił do nowicjatu, później studiował w Grazu i w Pradze, gdzie również wykładał. Tam przyjął święcenia kapłańskie, a potem został posłany aż do Koszyc. Wiele miejsc – ale on ich nie zmieniał dlatego, że nie wiedział, co zrobić ze swoim życiem. Wszystkim miejscom jego życia sens nadał Chrystus. Chrystus nadał sens jego życiu i Chrystus nadał sens jego męczeńskiej śmierci. Święty Melchior miał w sobie zdolność wyrzeczenia. Bez niej nie mógłby iść za Chrystusem. Ta zdolność osiągnęła swój szczyt w ofierze jego życia – w męczeńskiej śmierci, w której całkowicie oddał się Chrystusowi. Może te słowa:„Kto nie wyrzeka się wszystkiego, co ma, nie może być moim uczniem” wydają się dla nas trudne, budzą lęk, wydają się zbyt wymagające. Nie bójcie się. Nie trzeba się bać. Bo Chrystus daje bogactwo o wiele większe niż to, które daje świat. Symboliczne i piękne jest to, że dzisiaj widzimy też przykład dwóch nowych świętych. Może oglądaliście dziś przed południem transmisję z Rzymu – z kanonizacji bł. Pier Giorgia Frassatiego i Carla Acutisa. W ich życiu także widoczna jest zdolność wyrzeczenia. Oni nie umarli jako męczennicy, ale również potrafili się wyrzekać – z miłości do Boga i bliźnich. Papież Leon w homilii podczas tej kanonizacji powiedział: „Obaj są zakochani w Chrystusie i gotowi oddać Mu wszystko. Choć choroba skróciła ich życie, nie przeszkodziło im to w miłości, w oddaniu się Bogu i w modlitwie za wszystkich.” I widzimy, że za Chrystusem może iść każdy. Nie musi być męczennikiem ani jezuitą. Może to być młody student, który kocha góry, jak Pier Giorgio Frassati. Może to być uczeń pasjonujący się komputerami i internetem, jak Carlo Acutis. Ważne jest jedno – zdolność wyrzekania się i oddawania Chrystusowi właściwego miejsca w życiu. To potrafił Melchior Grodziecki. To potrafił Pier Giorgio Frassati. To potrafił Carlo Acutis. I to potrafił św. Paweł, którego słowa słyszeliśmy w drugim czytaniu – pisał list z więzienia, w którym przebywał z powodu Chrystusa. Ci wielcy świadkowie są dla nas wyzwaniem. Papież Leon mówił dziś rano:„Nie zmarnujcie życia. Uczyńcie z niego piękne, mistrzowskie dzieło.” Tego nam wszystkim życzę. Niech Bóg nam w tym pomaga”.
Niedzielne uroczystości poprzedziło specjalne triduum w parafii św. Marii Magdaleny w Cieszynie. Kazania głosił ks. dr hab. Robert Samsel. Kapłan przybliżył wiernym duchowość ignacjańską, z którą związany był św. Melchior Grodziecki. Uroczystego charakteru Eucharystii nadał śpiew chóru „Lutnia” oraz parafialnej scholi. Pod koniec Eucharystii do zebranych zwrócił się ks. proboszcz Jacek Gracz, który podziękował wszystkim uczestnikom uroczystości, zwrócił uwagę, że od czasu ogłoszenia Melchiora Grodzieckiego świętym w 1995r. przez naszego papieża Jana Pawła II, odbywają się od 30 lat coroczne procesje wiernych z Cieszyna czeskiego i polskiego. Msze święte na przemian co roku są w kościele św Marii Magdaleny i kościele Najświętszego Pana Jezusa i co roku wierni spotykają się na moście granicznym. W niedzielnych uroczystościach uczestniczyli oprócz ks. biskupów, księża, diakoni, siostry zakonne, przedstawiciele władz samorządowych, bractwo kurkowe oraz liczne poczty sztandarowe. Byli przedstawiciele w strojach regionalnych z Żywiecczyzny, czeskiego i polskiego Cieszyna. Melchior Grodziecki urodził się w Cieszynie w 1584 r. Ukończył jezuickie kolegium w Wiedniu, a następnie wstąpił do jezuickiego nowicjatu w Brnie. W 1614 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Był duszpasterzem w Pradze i niedalekiej wsi Kopanina. Po wypędzeniu jezuitów z Czech w 1618 r. wyruszył na Węgry. Jednak po krótkim pobycie w Brnie znalazł się w 1619 r. w Homonnie, skąd w tym samym roku udał się do Koszyc jako kapelan wojskowy. Tam też, we wrześniu 1619 roku – wraz z dwoma innymi kapłanami, Chorwatem Markiem Kriżem i Węgrem Stefanem Pongraczem – dostał się w ręce żołnierzy Betlena Gabora, księcia Siedmiogrodu. Po okrutnych torturach, połączonych z próbami nakłonienia do rezygnacji z wiary katolickiej, wszyscy trzej kapłani zostali zamordowani, a ich zwłoki zbezczeszczono. W styczniu 1905 r. papież Pius X ogłosił beatyfikację trzech Męczenników Koszyckich, a w lipcu 1995 r. w Koszycach Jan Paweł II dokonał ich kanonizacji. W 1905r. ulicami Cieszyna, który stanowił wówczas jedną parafię rozdzieloną Olzą, wyruszyła po raz pierwszy pielgrzymka ku czci wówczas jeszcze błogosławionego Melchiora Grodzieckiego jako kulminacja uroczystości dziękczynnej za wyniesienie cieszyńskiego kapłana na ołtarze. tekst i foto; ms


