Liczymy kroki, kalorie, „lajki” na fb, dni do urlopu, ale nie liczymy słów, które ranią drugą osobę. Nie liczymy, ile razy kogoś osadziliśmy, ile razy byliśmy obojętni… albo zapatrzeni tylko w siebie.
Dbamy o wszystko. O dietę, o sen, o centymetry w talii. Trenujemy nasze ciała, wygładzamy, upiększamy kolejnymi zabiegami, byle wyglądać młodo… byle zatrzymać czas, jakby to było sensem wszystkiego. Jakby to było miarą sukcesu i szczęścia… receptą na udane życie.
I wciąż nie dociera do nas, że czas idzie własną drogą, że wszystko to co piękne i młode… nie trwa wiecznie, że dom, samochód, kariera, podróże, super telefon, idealny uśmiech. To z zewnątrz – pełnia życia. Ale w środku… czasami pustka, a w niej cisza… ale nie ta co koi.
Może więc dziś warto zapytać nie o to, jak wyglądam, ale czy jestem szczęśliwy? Czy tam w sercu, tam, gdzie mieszka moja dusza, która nie potrzebuje kosmetyków ani operacji, nie potrzebuje pochwał ani oklasków – czy tam… wszystko w porządku… na swoim miejscu?
Bo ciało jest ważne – ale to dusza oddycha pierwsza. Czy jest więc spokojna o nas? Zapytaj sam siebie, bez telefonu i bez cudzych oczu, czego tak naprawdę szukasz? Co tam w środku nosisz?
Jaką prawdziwą historię kiedyś opowie o tobie twoja dusza?
Bo dziś… nie krzyczy głośno. Nie wysyła powiadomień, nie piecze jak wrzód, nie robi sobie zdjęć… nie kryje się za makijażem, nie poprawia się operacją i nie zasłania markowym ubraniem.
Ona po prostu milknie. Cichnie. Kurczy się i cierpliwie czeka, a z nią wszystko, co najważniejsze: zdolność do kochania bez warunków, do przebaczenia, do zachwytu nad światem… nad zwykłym kwiatkiem w ogrodzie… słońcem na niebie… motylem… życiem…
Zatrzymaj się i wsłuchaj w siebie. Może i ty nosisz to pytanie, może i ty jesteś zmęczony udawaniem.
Po co ten bieg, po co sukcesy?
Po co te dni pełne pośpiechu, zdjęć, dowodów istnienia?
Po co ten śmiech, jeśli w środku pusto? Bo z zewnątrz wygląda jak radość, jak siła, jak zwycięstwo? bo łatwiej rozbawić świat niż wytłumaczyć mu ciszę w sobie?
Kochani prawdziwa moc nie tkwi w tym, jak wyglądamy, lecz w tym, co nosimy w sercu. W tym, ile w nas miłości, wybaczenia, radości, wierności. Ile w nas tego, czego w sklepie kupić nie można, tego co nie widzialne, ale niesie największą prawdę o nas… tego co nigdy się nie starzeje… ale co jest obecnością Boga i drugiego człowieka. Co jest gotowością do przebaczenia.
Bo dusza nie karmi się luksusem. Nie nasyca się aplauzem, modą ani sukcesem. Nie mieszka w rzeczach… w szafie pełnej ubrań, w nowych meblach… nie świeci ekranem najnowszego telewizora. Dusza pragnie sensu. Pragnie ciszy, w której można spotkać Boga.
Nie znajdziesz jej w nowym aucie, drogim zegarku, pełnym koncie. To wszystko cieszy owszem, ale na krótko. Płytko. Na chwilę. Bo to, co naprawdę ważne, nie ma metki, ani ceny ani kodu kreskowego
Możesz mieć wszystko.
Dom, który zachwyca.
Ciało, które podziwiają.
Sukcesy, które robią wrażenie.
Ludzi, którzy biją brawo.
Ale jeśli nie masz w tym wszystkim miejsca dla Boga – masz tylko ciszę pośród hałasu.
Bo rzeczy przemijają. A w duszy rodzi się szczęście. W prawdzie, którą nosisz. W miłości, którą dajesz.
Dbaj o te duszę.
Ona poniesie cię dalej niż nogi kiedykolwiek zdołają.
Dopuść do głosu, choć jej potrzeby są niewygodne.
Bo w hałasie ona ceni ciszę… bo w powierzchowności doszukuje się prawdy… a w samotności – czyjejś obecności. I zawsze zadaje jedno pytanie, które powraca Po co to wszystko?
Barbara Stelmach-Kubaszczyk


