W dniu 11 listopada br. ks. biskup Piotr Greger przewodniczył sumie odpustowej ku czci św. Marcina z Tours w Radziechowach na Żywiecczyźnie. Wraz ks. biskupem Piotrem przy ołtarzu modlił się księża na czele z proboszczem parafii ks. Piotrem Pokojnikowem.
Zwracając się do wiernych ks. biskup Piotr powiedział, że św. Marcin należy do grona najbardziej znanych i popularnych świętych. Wyraża się to między innymi tym, że jego imię jest znane nie tylko w tych krajach, gdzie przebywał, bo to jest zrozumiałe (Węgry, Italia, Niemcy, nade wszystko Francja), ale także w krajach bardzo odległych (Stany Zjednoczone, Kanada, Filipiny); w naszej diecezji mamy siedem parafii dedykowanych biskupowi z Tours.
Nawiązując do czytanej Ewangelii ( Mt 25, 31-40 ) powiedział, że mamy okazję dziś tego doświadczyć, przeżywając odpust parafialny ku czci świętego Marcina. Liturgia usiłuje opisać jego osobę i życie poprzez słowa Mateuszowej Ewangelii o sądzie ostatecznym.
„To jest przypowieść, a więc obraz odnoszący się do rzeczywistości realnej. Zaczyna się od zapowiedzi tego, co będzie się działo w dniu powtórnego przybycia Pana Jezusa na ziemię. Usiądzie On na swoim tronie i oddzieli owce od kozłów; jedne postawi po prawej, a drugie po lewej stronie. To nie jest tylko żadna teoria, abstrakcja czy pusty symbol. Jest ciekawy komentarz do tej Ewangelii; autor zauważa, iż przebywanie owiec nocą na zewnątrz w tej wizji sądu ma istotne znaczenie. Pan Jezus, nawiązując do tego zwyczaju, podkreśla, że Jego owce, czyli ci, którzy idąc zmierzają do Królestwa, nie boją się zostawić ciepłego domu; tych miejsc, w których jest sympatycznie, gdzie można pić gorącą herbatę i owijać się kocem, gdzie człowiek czuje się bezpieczny, niczego mu nie brakuje i nic nie zagraża. „Owce Jezusa”, mając jedynie (albo aż) słowo Boże w uszach, nocują na zewnątrz nie bez powodu, ponieważ mają zamiar odnaleźć tam kogoś zabłąkanego. Kozły to natomiast ci uczniowie, którzy wolą zajmować się swoim własnym życiem, troszczą się o ciepłe mieszkanie, by było wygodnie, łatwo i przyjemnie; nic więcej ich nie interesuje. Znamy dobrze ten fragment Ewangelii, jesteśmy z nim osłuchani, bywa on często przywoływany i komentowany przez papieża Franciszka: Pójdźcie błogosławieni… Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić.
Zdaniem arcybiskupa Fultona Shenna przypowieść ta jest momentem założenia pierwszej organizacji charytatywnej, która rozpoczęła swoją działalność od słów, jakie Jezus włożył w usta pierwszego pracownika społecznego: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Uważna lektura czytanej dziś przypowieści pozwala nam zauważyć, iż dwukrotnie pada pytanie, zadawane zarówno przez sprawiedliwych, jak i przez niesprawiedliwych: Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie głodnym, spragnionym, przybyszem, nagim, chorym i będącym za kratami celi więziennej?To jest pytanie, które usłyszał i z którym musiał się zmierzyć święty Marcin. Zadając to pytanie dzisiaj, razem z Waszym patronem, możemy podczas liturgii usłyszeć nie jedną, ale dwie odpowiedzi.
Pierwsza z nich jest wprost wpisana w tekst: w najmniejszych. Chodzi o ludzi, którzy w świecie bywają czasem zepchnięci na ostatnie miejsca; oni są z wyboru Jezusa szczególnie bliscy Jego sercu. Wyobraźnia i czyn miłosierdzia pozwalają nie tylko zaspokoić ich podstawowe potrzeby (co ważne i nie wolno o tym zapominać), ale również odkryć i doświadczyć w nich ludzką godność. Czy bez tego odkrycia i bez takiego doświadczenia, czyny miłosierdzia rzeczywiście uzyskują swój pełny kształt?
Druga odpowiedź mówi o tym, co jest istotne w życiu wiary. Z siłą i przenikliwością sprawdza naszą religijność, wręcz żąda ukazania wiary ze swoich uczynków. To prawda, ale jeszcze ważniejsze jest to, co tekst mówi o Bogu; a mówi wiele, i to w niezwykle ciekawym kontekście, gdzie Bóg może się czuć jak przywołany do tablicy uczeń, któremu nakazuje się wytłumaczyć, stawiając wpierw w stan oskarżenia. Jak bowiem pogodzić istnienie Boga, który jest miłością i opatrznością, bogatym w miłosierdzie, z faktem, że w ogóle są ludzie głodni, spragnieni, chorzy i pozbawieni odzienia? Skąd w świecie tyle niesprawiedliwości, nierówności, biedy i krzywdy? Skąd choroby i cierpienie, przecież niezasłużone, bo to nie jest kara za cokolwiek? Skąd dramaty ludzi autentycznie niewinnych?
Miał tego świadomość święty Marcin. Ikonografia Waszego patrona najczęściej podkreśla cnotę miłosierdzia wyrażoną w znanym geście spod Amiens, aczkolwiek nie był to jedyny dowód jego złotego serca. Najlepsze warunki dla biskupiej działalności świętego Marcina przypadły na lata 375-385 za cesarza Gracjana, władcy przyjaznego chrześcijanom. Tym bardziej, że ten człowiek, kochany i szanowany doradca królów nie był potulnym barankiem. Z jego biografii można domniemywać nawet o pewnej nieugiętości; nie płaszczył się przez możnymi, bogatymi, nie wyłączając władców.
Tylko motyw miłości i Ewangelii zdolne były ugiąć jego twardy kark. Czuły na człowieka stojącego u bram drzwi, potrafił je zamknąć przez kimś potężnym i zbyt pewnym siebie. Dla biskupa Marcina wyjście do biednych, cierpiących i uciśnionych była przez całe życie sprawą pierwszoplanową. Oprócz najbardziej znanego wydarzenia spod Amiens, warto przywołać to, co miało miejsce w Lutecji, a więc dzisiejszym Paryżu. Napotkanego trędowatego po bratersku uściskał, ucałował i z pełną troską zajął się tym człowiekiem. Można widzieć w tym zapowiedź wszystkich późniejszych sytuacji, których fundamentem jest postawa miłosierdzia. To wydarzenie upamiętnia w paryskim kościele Saint Nicolas de Champs płaskorzeźba przedstawiająca biskupa całującego i przywracającego do zdrowia człowieka trędowatego.”
Na zakończenie ks. biskup Piotr powiedział, że: „Prawda o świętym Marcinie nie będzie pełna, gdy oprócz ogromnego serca okazywanego bliźnim, zapomnimy o tym, że był pasterzem Kościoła nieugiętym w procesie obrony wiary wobec wielu zakusów będących zamachem na pełny i czysty obraz wiary wyznawanej i przekazywanej na drodze świadectwa. To jest temat na oddzielne rozważanie”.
Mszę świętą zakończyła procesja wokół świątyni i uroczyste błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem przez ks. biskupa Piotra.
Święty Marcin urodził się w 316/317? roku w Sabarii (Szombathely? ) – na terenie dzisiejszych Węgier. Ojciec był trybunem wojskowym. Uczył się w Ticinium (Pawia). Mając 15 lat wstąpił do armii Konstancjusza II. Żebrakowi proszącemu o jałmużnę u bram miasta Amiens oddał połowę swej opończy. Następnej nocy ukazał mu się Chrystus odziany w ten płaszcz. Pod wpływem tego wydarzenia przyjął chrzest i opuścił wojsko (356). Miał wtedy 18 lat. Odwiedził swoich rodziców, których doprowadził do chrześcijaństwa.
Następnie udał się do św. Hilarego, biskupa Poitiers, stając się jego uczniem. Po pewnym czasie osiadł jako pustelnik na wysepce Gallinaria w pobliżu Genui. W 361 roku założył pierwszy klasztor w Galii – w Ligugé. Dziesięć lat później, mimo jego sprzeciwu, lud wybrał go biskupem Tours. Św. Marcin, jako pasterz diecezji prowadził nadal surowe życie mnisze, budząc sprzeciw okolicznych biskupów. Klasztory, które zakładał, łączyły koncepcję życia mniszego z pracą misyjną. Sam odbył wiele wypraw misyjnych. Zmarł 8 listopada 397 roku w Candes podczas podróży duszpasterskiej. Jego ciało sprowadzono Loarą do Tours i pochowano 11 listopada. Jako pierwszy wyznawca – nie męczennik – zaczął odbierać cześć świętego w Kościele Zachodnim.
Relikwie spoczywają w bazylice wzniesionej ku czci Świętego. Jest patronem Francji, królewskiego rodu Merowingów diecezji w Eisenstadt, Mainz, Rotterburga, Amiens, dzieci, hotelarzy jeźdźców kawalerii, kapeluszników kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków, żołnierzy.
W ikonografii przedstawiany jest św. Marcin w stroju biskupa lub jako żołnierz oddający płaszcz żebrakowi. Jego atrybutami są: dzban, gęś na księdze, gęś u jego stóp, koń, księga, model kościoła, dwa psy lub żebrak u jego stóp.
Tekst: M.Szpak, Fot. Ks. Robert Kasprowski